Rury i inne pierdoły

Mama umówiła na dziś firmę do pomiarów łazienki, która [może] w przyszłości będzie robić u nas remont. Facet miał przyjechać o 18.00, a mama dojechać. o 16.00 zadzwoniła do mnie, że ten gość może się wyrobi wcześniej, i czy będzie ktoś w domu, bo ona nie ma kluczy [oddała swoją parę J]. Powiedziałam, że spoko, będzie i A i J to go wpuszczą.

Udało mi się, jakimś cudem, wyjść z pracy trochę przed 17.00, więc zdążyłam na autobus o 17.06. Gdy miałam wysiadać na przystanku J wysłał mi pytanie gdzie jestem, odpisałam, że za 2min będę, bo wysiadam właśnie z autobusu. Odpisał, że facet już jest, A robi mu kawę a mojej mamy jeszcze nie ma.

Wpadłam do domu, a facet siedzi. Zdziwiłam się, że nie zaczął już pomiarów, a on się na mnie patrzy i nadal się nie rusza, jakbym mówiła do niego po chińsku. Więc mówię, że zapraszam, żeby zaczął mierzyć, że moja mama zaraz będzie, a on, że acha to nie z panią rozmawiałem przez tel? Nie, nie ze mną – mówię, i pytam po chwili czy jakieś formalności mamy najpierw załatwić, no bo kurde, nadal nie wiem czemu on siedzi! A on mówi, że on może zacząć, ale czy ja wiem co ma być w tej łazience robione, to mu mówię, że wiem! Wstał i zabrał się za oglądanie. Mama przyszła jakieś 15min później, i głównie ona z nim rozmawiała o sprawach technicznych, bo jednak zna się lepiej ode mnie, nie jeden remont przeżyła, poza tym pracuje z branży budowlanej już od wielu lat.

Okazało się, że nasz kibelek jest podłączony na „sposób warszawski”, cokolwiek to znaczy, i nie wiadomo, czy będzie można zrobić zabudowę podtynkową, jak zamierzałyśmy. Ponieważ u nas wszystkie rury są zabudowane, też do końca nie widać co jak i gdzie idzie. Musieliśmy się przejść po sąsiadach, żeby zobaczyć jak u nich jest wszystko pomontowane. Do sąsiadów na górze się dostaliśmy, ale na dole jest żłobek, czynny 9.00-14.00, więc niestety się nie udało. Okazało się, że całkiem możliwe, że jedna rura idąca od sąsiadów z góry jest nieczynna, więc będzie można ją usunąć. Ale pewności nie ma, a stary dziadzio-hydraulik z mojej spółdzielni nie pamięta… Ugh.

W czwartek kolejna firma przyjeżdża na wycenę…