Weekendowy shopping

Korzystając z ładnej pogody pojechaliśmy.. do Złotych Tarasów!  😛 Nie było to bezmyślne chodzenie po galerii, ale mieliśmy kilka celów do zrealizowania! Głównym było zakupienie nowego telefonu dla J, ponieważ jego 5 letni iPhone już nie domagał. Z uwagi na finanse zdecydował się przerzucić na Androida. Po długich poszukiwaniach i porównywaniu parametrów w internecie padło na Samsung Galaxy J5. Za 939zł telefon z dobrymi parametrami i do tego z najnowszym Androidem! Przy okazji zaszliśmy do salonu Orange zarejestrować Pre-Paid, bo niestety taki wymóg. Byłam zmuszona wydać 139zł na jeansy, bo moje akurat w Złotych się przetarły i porwały… Wyboru za dużego nie było, bo same rurki, no ale coś udało mi się znaleźć.

Wyjazd integracyjny 

Dziś miał jechać na wyjazd integracyjny z pracy. Jadą do fajnego hotelu, będą robić fajne rzeczy. Raz mówił że jedzie,  raz, że nie. Miał położyć się ok 1 żeby o 7 wstać. 

Nie pojechał. Twierdził,  że. Nie może spać i że boli go brzuch. Położył się przed 5. Wiedziałam już ze nie pojedzie. Zła jestem bo raz, że przydałby mu się taki wyjazd i integracja z ludźmi,  a dwa że chciałam mieć weekend tylko dla siebie. A tak jestem niewyspana,  a on i tak zostaje w domu… 

Kto pyta nie błądzi? 

Z tą moją szefową to ja nigdy się nie dogadam. Jak o coś nie zapytam tylko robię tak jak zrozumiałam,  i nie daj Boże zrobię coś nie tak jak założyła,  to słyszę czemu nie zapytałam,  przecież to nic nie kosztuje. 

Jak dziś zapytałam,  żeby się upewnić czy dobrze ja zrozumiałam to podeszła do mnie i zapytała co napisała i co to moim zdaniem znaczy. Powiedziałam jak zrozumiałam,  ona na to że no to po co pytam jak rozumiem i że to się mija z celem że ona mi pisze co mam zrobić a potem musi jeszcze to powtarzać.. 

Ręce opadają. Nie pytam,  źle. Pytam,  też nie dobrze. Kurwa. 

Dziś zaczynam urlop i wrócę do pracy dopiero 16 sierpnia. Szefowa na urlopie do 29 sierpnia. Może przetrwam. Dobrze by było jakby się wtedy odezwali z ogłoszenia bo łatwo by mi było iść na rozmowę jeśli urlop byłby konieczny. 

Takie zakupy to ja lubię! 

W niedzielę tata ma urodziny,  więc po pracy pojechałam kupić prezent. Siostra zasugerowała, że ojciecu najlepiej kupić jakieś koszulki albo koszule, więc poszłam do C&A. Znalazłam duży rozmiar dla ojca,  i po drodze zgarnelam jeszcze 2 bluzki dla siebie na przecenienie, bo nie miałam czego nosić do spódnicy, którą kupiłam na początku miesiąca. 

Ponieważ byłam w pobliżu CCC a są przeceny to weszłam… I kupiłam białe sandały po 30 zł 😆 i jeszcze okulary słoneczne za 45zł. Z kartą ccc i tak miałam dodatkowa zniżkę więc za wszystko wyszło nieco ponad 60 zł. 

Takie zakupy to ja lubię! 

Warcraft

Po nerwowym tygodniu przyszedł weekend i czas na kino. Wybraliśmy się w końcu na Warcraft’a. Jako nerd i fan gier Blizzarda był to dla nas tytuł obowiązkowy. Grałam jedynie w Warctaft III daaawno temu, ale wiedziałam co nieco. Nie wiem jak oceniają film laicy [pewnie jako bajeczka fantazy] ale dla fana jest to świetne przeżycie!

Doskonałe CGI [szczególnie oczy, bardzo ludzkie]. Świetna obsada, lubiłam dosłownie każdego bohatera. Poczucie humoru jest, ale bez przesady, ale to dobrze. Historia bardzo mnie wciągnęła  – do tego stopnia, że od momentu wyjścia z kina przegadaliśmy co najmniej godzinę z J, który wyjaśniał mi to wszystko, co było w grach, a nie znalazło się w filmie. Mam nadzieję, że będą kręcić dalsze części i nie rozumiem czemu film w USA spotkał się z tak wielką krytyką..

Generalnie polecam! 🙂

Kolejne problemy na drodze do nowej kuchni

To miała być w miarę spokojna sobota. Rano mieli przyjechać Panowie, aby złożyć meble, ja miałam siedzieć w domu i wszystkiego doglądać, ale nie wszystko poszło jak z płatka.

Po rzuceniu okiem na instalację hydrauliczną, przygotowaną do podłączenia pralki, zmywarki i zlewozmywaka, Panu zrzedła mina. Ponieważ ściana jest za cienka, aby je wkuć, rury szły po ścianie, co jest problematyczne przy zakładaniu szafek. Nie można tam wywiercić dziury, bo naruszyłoby to konstrukcję szafki. Już wiedziałam, że w poniedziałek będę musiała wziąć wolne. Poprowa dzimy rury w środku szafki.

Potem kolejny problem. W miejscu kuchenki zrobiony był dodatkowy pas glazury z myślą o okapie. po pierwsze: szafka narożna, która miała iść od ściany do tegoż pasa kafelków miała 88 cm, a przerwa pozostawiona przez moich poprzednich fachowców miała 86,5 cm.. Trzeba było zdjąć 2 płytki i w poniedziałek je znów przymocować, jak już będzie wisiała szafka z okapem. Całę szczęście, że nie wyrzuciłam fugi.

Przyjechała mama, załamała się słysząc o tym wszystkim. Facet wziął tyle kasy za remont a tak spierdzielił i trzeba po nim poprawiać. Trzeba było kupić wąż gazowy do płyty gazowej, więc pojechaliśmy całą trójką: ja, mama  i James, do OBI. Nikomu się nie chciało, ale jak trzeba to trzeba. Kupiliśmy jeszcze farbę do kaloryfera w pokoju, do framugi do kuchni i po 12 byliśmy w domu. W międzyczasie zdecydowaliśmy, że zamiast karuzeli w szafce narożnej, gdzie zwykle trzyma się np garnki, zamontujemy półkę, bo i tak nie będzie funkcjonalna, ponieważ w szafce będą rury i syfon zlewozmywaka. Skoro półka ma być na poniedziałek, trzeba było jechać do IKEI. Ponieważ dzień już i tak spisany na straty zdecydowałyśmy jechać dziś, bo miałyśmy podwózkę. Miałyśmy 2 rzeczy do zwrotu,więc akurat.

Ze zwrotem poszło szybko, ponad 300 zł zwrócone na konto. Teraz to działu kuchennego aby powiedzieli nam gdzie szukać tych 2 półek, bo tuż przed wyjściem okazało się, że nie ma półki, na której będzie opierał się piekarnik [jak się okazało tych półek nie sprzedają w zestawie z szafką..]. Z wydrukowaną kartką przeszłyśmy przez całą IKEĘ do regałów, na których miałyśmy odnaleźć towar. Znalazłyśmy półkę do piekarnika, kierujemy się w stronę miejsca, gdzie powinna leżeć kolejna, a tu się okazuje, że głupia pipa na dziale kuchennym wpisała mi na kartkę karuzelę, której przecież nie chciałam, bo ją chwilę wcześniej zwróciłam! Nosz kurwa mać… No to idę z poworotem do działu kuchennego, daję jej kartkę, mówię  o pomyłce, ona coś tam zmieniła, wydrukowała, i mówi mi, że półka jest do odbioru w magazynie zewnętrznym 8 km od IKEI, za Łazami… Wkurzona podziękowałam, i kierując się w stronę kas szukam na tej kartce gdzie jest ten magazyn, bo oczywiście nie było napisane. Wróciłam, się to dopiero dostałam ulotkę z mapką – no bo przecież każdy powinien wiedzieć, gdzie jest rzeczony magazyn IKEI, prawda?!

Mąż mamy, który nas zawiózł samochodem, nie był zachwycony, że musimy jechać gdzieś dalej, bo w końcu są mecze, bo jest Euro… Ale pojechaliśmy. Trafiliśmy nawet bez GPSa. Na szczęście odebrałyśmy półkę w 2 minuty, i o 16.30 byłam w domu. Potem wywalanie pudeł po meblach, czyli gdzieś 3 kursy w te i z powrotem po schodach. Jeszcze okazało się, że nie mogę złożyć wniosku o dowód osobisty [13 lipca mija ważność obecnego dokumentu], a muszę złożyć go miesiąc przed upływem terminu, czyli w poniedziałek 13 czerwca. Możę i lepiej się stało, że będę musiała wziąć wolne..

Czy ja nie mogę przejść przez remont bezproblemowo? Najpierw pod górkę z remontem łazienki i spółdzielnią, a teraz to wszystko z kuchnią. No ale przynajmniej działa mi piekarnik, kuchenka i mikrofalówka.

Jutro nie robię nic! Leżę do góry kołami!!!

Apokalipsa, i to nie tylko w kinie

Ponieważ wczorajsza misja „Kanapa Narożna” zakończyła się niepowodzeniem, dziś podejście numer 2. Ponieważ dla Jamesa ważne jest, by kanapa była wygodna, zaproponowałam, żeby pojechał ze mną i mamą i pomógł nam wybrać. Mówiłam, żeby nie siedział długo, oczywiście położył się spać po 5… Rano jakoś go obudziłam, ale był nie w sosie cały dzień, no ale pojechał z nami.

Ja nie spałam już od 7.30, bo obudziło mnie wiercenie. Na wpół śpiąca na wpół przytomna zaczęłam się zastanawiać czy już jestem tak przejęta remontem, że nawet śnię o wiertłach? Po chwili usłyszałam głosy w kuchni, a zaraz potem ściana zaczęła się trząść od wiercenia. Okazało się, że moi robotnicy przyszli do pracy w sobotę… Chwali się, chwali, ale szkoda, że o tym nie wiedziałam, bo wtedy poszłabym spać dużo wcześniej.. No ale wracając:

Najpierw Mama zarządziła aby pojechać na Łopuszańską do Mega Meble. Sklep mieści się w starym piętrowym budynku. Zaraz po wejściu przywitały nas meble rodem z epoki Henryka XVI. Nie wiem kto w dzisiejszych czasach kupuje narożnik obity atłasem i wyglądający jak z muzeum. Na szczęście normalne meble były za rogiem, ale nic specjalnego. Albo nieładne, albo podobne do tych z wczoraj, a 2 razy droższe [ i i tak za duże!]. Jadąc do Mega Meble przystanek wcześniej widziałam wielki sklep BRW, więc zdecydowaliśmy się tam przejść [było na tyle blisko, że nie opłacało się brać autobusu].

Na parterze stało kilka kanap, spodobała nam się jedna z nich, ale postanowiliśmy pojechać na górę, zobaczyć resztę i najwyżej wrócić. Kupowanie kanapy jest męczące, głownie dlatego, że na każdej trzeba usiąść potem wstać i znów usiąść i tak w kółko. W końcu znaleźliśmy brązową kanapę, która była i dobrej wielkości i była wygodna. Oczywiście chcieliśmy zmienić obicie, ale najpierw postanowiliśmy wrócić na dół i pomyśleć nad kanapą numer 1. Okazało się, że to ten sam model 😀 Jamesowi nie podobał się szary kolor więc wróciliśmy na górę, żeby zamówić obicie. Wybraliśmy jasno turkusowe, żeby pasowało do turkusowej ściany. Mama próbowała przez 20 min przewalczyć ciemniejszy odcień, ale przegrała. Na dole były lampy, i nareszcie udało mi się znaleźć fajną wiszącą w kolorze limonki, więc idealną, bo w tym kolorze będzie większość dodatków.

Obok BRW była Castorama.Na szczęście w tej było więcej paneli do wyboru, więc w końcu zamówiłyśmy podłogę. Mission more then accomplished! WRóciliśmy do domu przed 16.00, przebraliśmy się i na 17.00 do Złotych Tarasów do kina na X-Men Apokalipsa. Mimo zmęczenia nie zasnęliśmy, bo film był bardzo fajny 🙂

Cieszę się, że tyle udało nam się dziś załatwić, jutro nareszcie mogę się wyspać!

Urząd Imigracyjny

Byłam raz w urzędzie imigracyjnym, gdy załatwiałam pozwolenie o pracę w Grecji. Było dziwnie, pamiętam, że kazali mi się ustawić w kolejce z innymi ludźmi, w większości albsnczykami i czarnymi, u przechodzić do innych budynków a potem czekało się na swoją kolej.

W Polsce jest chyba bardziej cywilizowanie. Wysyłasz email, że chcesz złożyć aplikację. Urząd do Ciebie oddzwania i umawia na konkretny dzień i godzinę. Nasz dzień był dzisiaj o 14.40. Pojechaliśmy  na miejsce już wczoraj,  żeby się zorientować gdzie to jest, żeby nie szukać i nie tracić czasu. Dziś byliśmy na miejscu po 14.00. Zajęło mi chwilę żeby zorientować się co i jak,  czy brać numerek czy po prostu znaleźć pokój,  o którym mówiła mi Pani umawiajaca spotkanie. Na szczęście żadnych numerów,  byliśmy na liście. Usiedlismy i czekaliśmy na swoją kolej.

Udało nam się wejść wcześniej bo Pani,  która była umówiona przed nami przyszła z nie wypełnionym wnioskiem.

Na początku wszystko szło jak po maśle aż do momentu kiedy okazało się,  że załącznik do aplikacji jest błędnie podpisany,  pan Prezes firmy zatrudniające Jamesa podpisał się parafką zamiast imieniem i nazwiskiem. No po prostu bosko. Niestety bez tego dokumentu nie można zacząć procedowac wniosku. Ale jest to brak formalny, który musimy dostarczyć lub wysłać pocztą w ciągu 7 dni. Dodatkowo okazało się,  że zamiast oryginału jednego z dokumentów wzięłam kopie, i zapomniałam,  że James ma podpisane 2 kontrakty a nie jeden. Jak nie trudno się domyślić wzięłam tylko jeden. J był trochę zły,  ale powinien był sprawdzić. Ja zajęłam się wszystkim, więc on nie powinien mieć do mnie pretensji. Mylić się jest rzeczą ludzką. Na szczęście nie potrzebujemy tych  wszystkich dokumentów w ciągu 7 dni,  jak w przypadku załącznika, tylko możemy je dosłać później  oczywiście będziemy się starać wysłać wszystko ASAP. Już skontaktowalismy się z firmą i możliwe,  że będziemy mieli właściwy podpis już w poniedziałek.

Uff,  z problemami ale do przodu. Właśnie wróciłam z morele firmy,  bo potrzebowałam zrobić szybko xero kilku dokumentów, chwilę odpocznę i o 19.30 długo wyczekiwany Kapitan Ameryka :Civil War!

Burgery, ale nie z Food Trucka

Od wczoraj pod Pałacem Kultury w Warszawie odbywa się Zlot Food Trucków. Planowaliśmy tam zajść już od momentu pojawienia się na FB informacji o tym wydarzeniu. Stwierdziłam, że jest to dobra okazja do zaaranżowania jakiegoś spotkania ze znajomymi. Planowaliśmy spotkać się z moim dobrym przyjacielem ze studiów, M, ale napisał, że nie da jednak rady. Zapytałam kolejnego znajomego, miał dać znać, czy się uda. Nie odezwał się. Nie wiedzieliśmy zatem, czy chcemy iść na Food Trucki dziś czy jutro, a tu wtem SMS od M, że jednak się uda! No to ogarnęliśmy się szybko, i o 15 byliśmy pod Pałacem.

Zajęło nam chwilę, żeby się odnaleźć w tłumie głodnych warszawiaków. Po oględzinach stanęliśmy w długiej kolejce do Tacos, podczas gdy M, T, O i D – po burgery. Po chwili telefon od M, że ich burgery będą za 40 min, a T jest głodny, więc zmiana planów i idziemy na burgery gdzie indziej. D zaprowadziła nas do „Między Bułkami” gdzie zjadłam pysznego burgera na orkiszowej bułce i domowe frytki z domowymi sosami [nawet ketchup był home made!] Było bardzo przyjemnie! Wszyscy bez żadnego problemu przeszliśmy na angielski, co bardzo ucieszyło Jamesa. Na ogól niestety moi znajomi, mimo, że znają angielski, to boją się mówić. Pogoda w międzyczasie ze słonecznej zrobiła się pochmurna i wietrzna. Dziewczyny chciały zjeść banana w czekoladzie, więc wróciliśmy się do Food Trucków w ich poszukiwaniu. Niestety były tylko gofry i lody. Skierowaliśmy się do Krakowskiej Manufaktury czekolady, która, jak się okazało, od końca września 2015 jest zamknięta i [chyba] przeniesiona w inne miejsce. Zrezygnowane dziewczyny poszły szukać bananów gdzie indziej, a My z Jamesem, M i T wylądowaliśmy na kawie w pobliskiej Costa Coffee.

Gdy przed 19 zorientowaliśmy się jak jest już późno, rozeszliśmy się każdy w swoją stronę. To był bardzo miły i udany dzień. Byliśmy po nim bardzo pozytywnie zmęczeni, chyba od długich rozmów i szczerego śmiechu 🙂

Zdecydowanie musimy to powtórzyć, na przykład u Nas na wieczorze Tacos, ale to dopiero po remoncie salonu i kuchni 🙂